Turystka z Babiej Góry tłumaczy swoje wejście na szczyt w biustonoszu i szortach
Turystka która kilka dni temu próbowała zdobyć szczyt Babiej Góry w sportowym staniku, szortach i butach wylądowała w szpitalu z głęboką hipotermią. Doszła już do siebie i podaje swoją wersję wydarzeń.
Gdy ratownicy znaleźli turystkę była w stanie głębokiej hipotermii. Temperatura jej ciała nie przekraczała 26 st. C.
Jak informowali ratownicy GOPR turystka była przytomna ale kontakt z nią był utrudniony. Na zdobywanie szczytu wybrała się z czterema innymi osobami. Ze śnieżnych i mroźnych okolic Babiej Góry trafiła na oddział intensywnej terapii.
Jak informuje onet.pl turystka czuje się już dobrze i postanowiła opowiedzieć jak cała wyprawa wyglądała z jej punktu widzenia.
Pani Janka, bo tak ma na imię turystka, opowiada jak doszło do całej wyprawy.
„Zaczęliśmy wyprawę o 10:30. Nie było wówczas silnego wiatru, a temperatura sięgała -5 st. Celsjusza. Mrozy miały zacząć się dopiero od niedzieli. Liczyłam się z tym, że warunki na Babiej Górze mogą szybko się zmienić, bo mam doświadczenie” – opowiedziała w programie TVN Uwaga!
Wejście pod górę trwało ok. 2,5 godziny. Wtedy pogoda miała diametralnie pogorszyć się a grupka zgubiła szlak i zamiast iść na szczyt, zaczęli schodzić.
„Szlak był rozmyty przez wiatr. Zorientowaliśmy się, że zamiast wchodzić, schodzimy. Widoczność nie była najlepsza, pojawiła się zamieć. Czułam, że jest już gorzej. Zgodziłam się zejść. Chciałam się ubrać, ale ubrania były takie zamarznięte, że ciężko było mi je na sobie rozłożyć” – tłumaczy pani Janka.
Ratownicy GOPR zgodnie twierdzą, że miłośniczka suchego morsowania miała dużo szczęścia, że inni turyści w porę wezwali pomoc. Pomimo tego co twierdzi pani Janka, goprowcy twierdzą, że zabrakło jednak doświadczenia i dobrego przygotowania na tak ekstremalną wyprawę.